sobota, 28 kwietnia 2012

NBA: O debiutantach zdań kilka

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że do NBA od kilku sezonów ponownie trafia bardziej uzdolniona młodzież. Po fenomenalnym drafcie w 2003 roku, gdzie wybrano m.in. LeBrona James'a, Dwayne Wade'a czy Melo Anthony'ego nastąpił lekki zastój. Jednak od całkiem niedawana do ligi wkracza znowu odpowiednia ilość koszykarskich talentów.


Nie zrozumcie mnie źle. Wcale nie twierdzę, że w 2004 roku nie było wartościowych zawodników. Mam na myśli fakt, jak wielu z tych młodych wówczas graczy dziś pełni role gwiazd ligi.
We przytoczonym 2003 roku, oprócz wspomnianego trio do NBA wkroczył także choćby Chris Bosh. Tak naprawdę każdy z tych czterech zawodników mógł walczyć o nagrodę MVP i zawsze był brany pod uwagę w tymże wyborze. Co prawda od dwóch lat, gdy Bosh przeniósł się do Miami, jego gwiazda nieco zgasła. Nie zmienia to jednak faktu, że grając w Raptors był jednym z trzech najlepiej grających koszykarzy na swojej pozycji.

Rok później przyszła kolei na Dwighta Howard'a, Emekę Okafor'a, Luola Deng'a, Dre' Iguodalę, Josha i J.R. Smith'ów czy Bena Gordon'a. Ale jak zastanowimy się, którzy z nich odgrywają znacząca rolę w NBA, to oprócz "Supermana" nie wymienimy chyba nikogo. Z całym szacunkiem dla Josha Smitha, Iggy'ego i Deng'a - oni absolutnie nie mają statusu "superstar" w lidze. Każdy z nich gra na poziomie All-Star(choć Smith o dziwo jeszcze w Meczu Gwiazd nie zagrał) ale raczej nigdy nie wejdą na ten najwyższy stopień.
Dlatego też w porównaniu z rokiem wcześniej z tych prawdziwych gwiazd rozgrywek jest tylko Howard.

Rok 2005 wniósł ze sobą do NBA Chrisa Paul'a, Derona i Marva Williams'ów, Andrzejów Bogut'a i Bynum'a i powiedzmy Raya Felton'a. Ale tylko ci dwaj pierwsi to pierwszorzędni zawodnicy. Bogut jest bardzo solidnym centrem ale nic poza tym. Także Bynum według mnie nie zasługuje na miano supergwiazdy. To, że wygrał w cuglach głosowanie na pierwszego centra All-Star Game w tym roku nie oznacza, że jest na poziomie Howard'a z Magic. Bynum wygrał to głosowanie bo obecnie w NBA panuje jedna z największych posuch w historii na jego pozycji. Jest szansa, że się to wkrótce zmieni bo fantastycznie rozwija się DeMarcus Cousins z Sacramento a do ligi w tym roku wkroczy fenomen Anthony Davis i Andre Drummond. O tym jednak będzie jeszcze okazja napisać.

W kolejnym drafcie pojawiły się nazwiska, takie jak Bargnani, Aldridge, Morrison(!), Foye, Roy i Gay. Z tej paczki chyba największym talentem obdarzony był Brandon Roy, jednak na nieszczęście całej ligi wykryto u niego schorzenie kolana, które uniemożliwiło mu kontynuowanie dalszej kariery. A szkoda bo to był jedyny zawodnik z draftu 2006, którego stać było na walkę o MVP. LaMarcus Aldridge jest jednym z najlepszych PF w NBA ale jeszcze trochę mu brakuje do miana supergwiazdy. Rudy Gay "utonął" w solidnym jak cholera Memphis i jest "tylko" jedną z gwiazd swojej drużyny. Z kolei Włoch Bargnani w Toronto odgrywa pierwsze skrzypce, ale na pewno nie porównałbym go do Bosh'a, gdy ten był liderem Raptors.

W 2007 roku ligą miały zatrząść głównie dwa nazwiska - Greg Oden i Kevin Durant. Pojawił się też Al Horford, Mike Conley, Joakim Noah czy Marco Belinelli. Gdzie jest center Portland, to wszyscy wiemy. Horford, Conley i Noah mogą grać na poziomie All-Star. Ale tylko Kevin Durant walczy o nagrodę dla najlepszego zawodnika NBA. I chyba jako jedyny od naboru w 2003 roku, prezentuje poziom zdecydowanie najwyższy. Właśnie od 2007 roku do ligi zaczęli przychodzić znowu ludzie, którzy mają do powiedzenia najwięcej.

Następny sezon dał lidze takie tuzy jak D-Rose, K-Love czy Russell Westbrook. Pojawił się także Michael Beasley, O.J. Mayo i Eric Gordon, który według mnie jeszcze ostatniego słowa nie powiedział. Póki co jednak pierwsze trzy nazwiska to klasa najwyższa.

Draft 2009 to kolejny dowód na to, że w NBA zwiększa się poziom. Choć żaden graczy nie jest wymieniany jeszcze jako MVP to na pewno o takie miano wkrótce bić się będzie Blake Griffin,James Harden, Tyreke Evans, Ricky Rubio, Steph Curry i może Brandon Jennings. Największy potencjał z wymienionych zawodników zdaje się posiadać Harden i Rubio. Ale w niedalekiej przyszłości to Tyreke Evans może zostać takim slasherem, jakkim dzisiaj jest Dwayne Wade.

O dwóch ostatnich naborach do NBA chyba na razie nie ma sensu rozprawiać. Choć już teraz swój akces składają John Wall, DeMarcus Cousins, Paul George, Kyrie Irving, Derrick Williams, Kemba Walker, Klay Thompson czy Gordon Hayward. A jest jeszcze cała masa innych, na razie mocno oszczędzanych przez trenerów młodych talentów.

Jedno jest pewne - NBA ma wkrótce szansę zabłyszczeć tak wspaniale, jak jeszcze nigdy w historii. Już w lipcu szykuje się kolejny wielki draft, który w moim odczuciu może pobić epicki 2003 rok. Anthony Davis, Harrison Barnes, Thomas Robinson, Michael Kidd-Gilchrist, Bradley Beal, Jared Sullinger i naprawdę wielu, wielu innych!

Chciałbym na chwilę przenieść się do 2017 roku i zobaczyć, kto wówczas będzie w NBA rządził i dzielił...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz