poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Za nami pierwsze mecze NBA Playoffs


W ostatecznej fazie najlepszej koszykarskiej ligi świata już każda drużyna rozegrała po jednym spotkaniu. Największą sensacją i zarazem rozczarowaniem na tym etapie rozgrywek jest kontuzja Derricka Rose'a, który w tym sezonie nie pojawi się już na parkiecie.

Na arenie United Center wszystko szło po myśli gospodarzy, którzy zdecydowanie prowadzili z Sixers. Był nawet moment, że przewaga Bulls wynosiła aż 20 punktów. Na niecałe półtorej minuty przed końcem meczu i przy stanie 99:87 dla Chicago wszyscy nagle zamarli. Gwiazda „Byków” D-Rose po nieszczęśliwej penetracji doznał kontuzji lewego kolana.
Na twarzy młodego playmakera zarysowane było duże cierpienie. Tym większy ból towarzyszył wszystkim sympatykom Chicago Bulls, po usłyszeniu informacji, że dla Derricka sezon 2011/12 już się zakończył. Do tego momentu miał wspaniały występ z 23. punktami na koncie a także 9 asyst i tyle samo zbiórek. Była zatem szansa na triple-double.  
Ale nie to jest najważniejsze. Teraz Chicago nie jest już murowanym faworytem do gry w finale konferencji. Ba – sama rywalizacja z Sixers będzie ich kosztować dużo wysiłku. Co prawda ekipa Bulls grała bez swojej gwiazdy sporą część sezonu regularnego ale obawiam się, że w Playoff może im już pary nie starczyć.  

1. mecz - Bulls-76ers 103:91 (stan serii 1-0)

Spotkania otwierającego serię Miami-New York nie da opisać się inaczej, jak MIAZGA. O ile pierwsza kwarta była w miarę wyrównana to już kolejne obnażyły największe słabości Knicks.  
Cała masa ofensywnych fauli na przestrzeni całego meczu, sporo strat(23 przy 14. Miami) a także nieodparte wrażenie, że w drużynie brak jest jedności.
Carmelo Anthony rozgrywał w swojej głowie jakiś własny mecz. Ciągle niestety daje się zauważyć, że gwiazdor NYK ma dziwny kompleks LeBrona James'a. W sytuacjach 1-na-1 chciał za wszelką cenę udowodnić, że jest lepszy, oddając przy tym beznadziejne rzuty, w tym kilka cegieł a'la trójki Antoine Walker'a, za czasów gry w Celtics.
Nie popisał się kreowany przez wielu na defensora roku Tyson Chandler. Brak punktów, ledwie 3 zbiórki, 4 faule i aż 7(!) strat. Wyraz swojej frustracji pokazał stawiając chamską zasłonę na LeBronie, za co w mojej opinii powinien wylecieć z parkietu.
Nieco świeżości Kniksom dało jedynie wejście J.R. Smith'a, najlepszego strzelca gości w tym meczu(17 pkt).
Warto także nadmienić, że kontuzji doznał debiutant Iman Shumpert.
Gospodarze zagrali bardzo pewnie. James zdobył 32 punkty, w tym 1/3 z linii rzutów wolnych. Dobrze w obronie zagrał Shane Battier, na którym ofensywne przewinienia złapali m.in. Chandler i Stoudemire. Trafił także 2x3 punkty, co rzadko wychodziło mu na początku sezonu.

1. mecz – Heat-Knicks 100:67 (1-0)

Jedną z mniejszych lub większych niespodzianek można nazwać porażkę Indiana Pacers na własnym parkiecie z osłabionymi brakiem Dwighta Howard'a - Orlando Magic.  
W pierwszej kwarcie nie zanosiło się na większe zagrożenie ze strony gości. Indiana grała pewnie a pod koszem rewelacyjnie spisał się przede wszystkim Roy Hibbert, blokując aż 9 rzutów przeciwników i zbierając 13 piłek. Także inni zawodnicy frontcourt zrobili swoje. 9,8 i 7 zbiórek zdobyli kolejno West, Granger i Hansbrough.
Osamotniony w podkoszowej walce z gospodarzami - Glen Davis - zrobił jednak swoje, notując tyle samo zbiórek, co Hibbert. Kluczowe także okazały się trójki, rzucane przez Jasona Richardson'a(w sumie 5) a mecz w Indianapolis robił się powoli szalony. Wystarczy nadmienić, że w przeciągu całego spotkania było aż 17 zmian w prowadzeniu.
Na 12 sekund przed końcem, przy stanie 80:77 dla gości, na linii rzutów wolnych stanął młody Earl Clark z Magic. Duża odpowiedzialność i stres dał mu się we znaki i nie trafił ani razu.  
Szanse na wyrównanie miał jeszcze Danny Granger ale popełnił fatalny błąd, gdy oddając piłkę do George'a Hill'a, zrobił kroki. To była jego piąta strata w meczu i kluczowa dla wyniku końcowego.

1. mecz – Pacers-Magic 77-81 (0-1)

Najmniej ciekawe spotkanie odbyło się w Atlancie na Philips Arena. Tamtejsi Hawks nie mieli większych kłopotów z Boston Celtics, których ani razu nie stać było na prowadzenie w meczu.
Fenomenalny mecz zaliczył Josh Smith, notując 22 punkty i 18 zbiórek. Najwięcej pomocy uzyskał od agresywnie wbijającego się pod kosz Jeffa Teague'a.
Po stronie gości w składzie zabrakło Raya Allen'a. Niezłe występy ze strony Garnett'a(20 pkt/12 zb) i Rondo(20pkt/11 as), którzy zdobyli po double-double. Przeciętny wysęp zaliczył Paul Pierce, oddając 6 rzutów zza łuku, nie trafiając jednak ani jednego.
W końcówce spotkania Rajon Rondo nie wytrzymał napięcia i odepchnął sędziego Marca Davis'a. Co prawda na powtórkach dało się zauważyć, że rozgrywający C's lekko zahaczył wcześniej o czyjegoś buta ale nie zmienia to faktu, że protestował w tej sytuacji zbyt zdecydowanie.
Rondo został rzecz jasna wyrzucony z meczu i niewykluczone, że zostanie zawieszony na jedno lub dwa kolejne spotkania. Bez niego na pewno pokonanie Hawks będzie graniczyło z cudem.

1. mecz – Hawks-Celtics 83:74 (1-0)














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz