W ostatecznej fazie najlepszej
koszykarskiej ligi świata już każda drużyna rozegrała po jednym
spotkaniu. Największą sensacją i zarazem rozczarowaniem na tym
etapie rozgrywek jest kontuzja Derricka Rose'a, który w tym sezonie
nie pojawi się już na parkiecie.
Na arenie United Center wszystko szło po myśli gospodarzy, którzy zdecydowanie prowadzili z Sixers. Był nawet moment, że przewaga Bulls wynosiła aż 20 punktów. Na niecałe półtorej minuty przed końcem meczu i przy stanie 99:87 dla Chicago wszyscy nagle zamarli. Gwiazda „Byków” D-Rose po nieszczęśliwej penetracji doznał kontuzji lewego kolana.
Na twarzy młodego
playmakera zarysowane było duże cierpienie. Tym większy ból
towarzyszył wszystkim sympatykom Chicago Bulls, po usłyszeniu
informacji, że dla Derricka sezon 2011/12 już się zakończył. Do
tego momentu miał wspaniały występ z 23. punktami na koncie a
także 9 asyst i tyle samo zbiórek. Była zatem szansa na
triple-double.
Ale nie to jest
najważniejsze. Teraz Chicago nie jest już murowanym faworytem do
gry w finale konferencji. Ba – sama rywalizacja z Sixers będzie
ich kosztować dużo wysiłku. Co prawda ekipa Bulls grała bez
swojej gwiazdy sporą część sezonu regularnego ale obawiam się,
że w Playoff może im już pary nie starczyć.
1. mecz - Bulls-76ers 103:91 (stan
serii 1-0)
Spotkania
otwierającego serię Miami-New York nie da opisać się inaczej, jak
MIAZGA. O ile pierwsza kwarta była w miarę wyrównana to już
kolejne obnażyły największe słabości Knicks.
Cała masa
ofensywnych fauli na przestrzeni całego meczu, sporo strat(23 przy
14. Miami) a także nieodparte wrażenie, że w drużynie brak jest
jedności.
Carmelo Anthony
rozgrywał w swojej głowie jakiś własny mecz. Ciągle
niestety daje się zauważyć, że gwiazdor NYK ma dziwny
kompleks LeBrona James'a. W sytuacjach 1-na-1 chciał za wszelką
cenę udowodnić, że jest lepszy, oddając przy tym beznadziejne
rzuty, w tym kilka cegieł a'la trójki Antoine Walker'a, za czasów
gry w Celtics.
Nie popisał się
kreowany przez wielu na defensora roku Tyson Chandler. Brak punktów,
ledwie 3 zbiórki, 4 faule i aż 7(!) strat. Wyraz swojej frustracji
pokazał stawiając chamską zasłonę na LeBronie, za co w mojej
opinii powinien wylecieć z parkietu.
Nieco świeżości
Kniksom dało jedynie wejście J.R. Smith'a, najlepszego strzelca
gości w tym meczu(17 pkt).
Warto także
nadmienić, że kontuzji doznał debiutant Iman Shumpert.
Gospodarze zagrali
bardzo pewnie. James zdobył 32 punkty, w tym 1/3 z linii rzutów
wolnych. Dobrze w obronie zagrał Shane Battier, na którym ofensywne
przewinienia złapali m.in. Chandler i Stoudemire. Trafił także 2x3
punkty, co rzadko wychodziło mu na początku sezonu.
1. mecz – Heat-Knicks 100:67
(1-0)
Jedną z
mniejszych lub większych niespodzianek można nazwać porażkę Indiana
Pacers na własnym parkiecie z osłabionymi brakiem Dwighta Howard'a
- Orlando Magic.
W pierwszej
kwarcie nie zanosiło się na większe zagrożenie ze strony gości.
Indiana grała pewnie a pod koszem rewelacyjnie spisał się przede
wszystkim Roy Hibbert, blokując aż 9 rzutów przeciwników i
zbierając 13 piłek. Także inni zawodnicy frontcourt zrobili swoje.
9,8 i 7 zbiórek zdobyli kolejno West, Granger i Hansbrough.
Osamotniony w
podkoszowej walce z gospodarzami - Glen Davis - zrobił jednak swoje,
notując tyle samo zbiórek, co Hibbert. Kluczowe także okazały się
trójki, rzucane przez Jasona Richardson'a(w sumie 5) a mecz w
Indianapolis robił się powoli szalony. Wystarczy nadmienić, że w
przeciągu całego spotkania było aż 17 zmian w prowadzeniu.
Na 12 sekund przed
końcem, przy stanie 80:77 dla gości, na linii rzutów wolnych
stanął młody Earl Clark z Magic. Duża odpowiedzialność i stres dał mu się we
znaki i nie trafił ani razu.
Szanse na
wyrównanie miał jeszcze Danny Granger ale popełnił fatalny błąd,
gdy oddając piłkę do George'a Hill'a, zrobił kroki. To była jego piąta strata w meczu i kluczowa dla wyniku końcowego.
1. mecz – Pacers-Magic 77-81
(0-1)
Najmniej ciekawe
spotkanie odbyło się w Atlancie na Philips Arena. Tamtejsi Hawks
nie mieli większych kłopotów z Boston Celtics, których ani razu
nie stać było na prowadzenie w meczu.
Fenomenalny mecz
zaliczył Josh Smith, notując 22 punkty i 18 zbiórek. Najwięcej
pomocy uzyskał od agresywnie wbijającego się pod kosz Jeffa
Teague'a.
Po stronie gości
w składzie zabrakło Raya Allen'a. Niezłe występy ze strony
Garnett'a(20 pkt/12 zb) i Rondo(20pkt/11 as), którzy zdobyli po
double-double. Przeciętny wysęp zaliczył Paul Pierce, oddając 6
rzutów zza łuku, nie trafiając jednak ani jednego.
W końcówce
spotkania Rajon Rondo nie wytrzymał napięcia i odepchnął sędziego
Marca Davis'a. Co prawda na powtórkach dało się zauważyć, że
rozgrywający C's lekko zahaczył wcześniej o czyjegoś buta ale nie
zmienia to faktu, że protestował w tej sytuacji zbyt zdecydowanie.
Rondo został
rzecz jasna wyrzucony z meczu i niewykluczone, że zostanie
zawieszony na jedno lub dwa kolejne spotkania. Bez niego na pewno
pokonanie Hawks będzie graniczyło z cudem.
1. mecz – Hawks-Celtics 83:74
(1-0)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz