czwartek, 26 kwietnia 2012

Opinia o opiniach

W futbolu nie ma rzeczy pewnych. Od losowania fazy pucharowej Ligi Mistrzów finał miał być oczywisty. Miał być. Wynik sobotniego starcia na Camp Nou miał być oczywisty. Miał być. Ponad wszelką wątpliwość pozostaje jednak fakt, że po każdym istotnym meczu pojawiają się tysiące dużo mniej istotnych opinii na jego temat.


O półfinałowych meczach tegorocznej edycji Ligi Mistrzów powiedziano już wszystko w niemal dobę po zakończeniu starcia Realu Madryt z Bayernem Monachium. Powiedziano w studiu telewizyjnym, artykułach prasowych, na portalach informacyjnych i społecznościowych. Obwieszczono koniec hiszpańskiej hegemonii w futbolu, zachwycano się nad nieprzewidywalnością tego sportu, a banalne stwierdzenie, że 'w piłce nożnej liczą się strzelone gole, a nie posiadanie piłki i stworzone sytuacje bramkowe' wydaje się być jeszcze bardziej wyświechtane niż we wtorek o 20.45. 

Przeważająca większość komentatorów zapomniała chyba jednak, że wypoczęci Hiszpanie (w 22-osobowej kadrze Hiszpanii znajduje się obecnie aż 14 graczy Barcelony i Realu), rozjuszeni porażką, będą jeszcze bardziej zdeterminowani, by pokazać swą wyższość na nadchodzących wielkimi krokami Mistrzostwach Europy. Prawdopodobieństwo, że zespół, w którym pewni miejsca w pierwszym składzie nie mogą być choćby Cesc Fabregas czy David Silva, obroni tytuł, staje się w tej sytuacji wyższe niż kiedykolwiek. 

Jeszcze bardziej zaskakujący jest hurraoptymizm komentatorów twierdzących, że nazwiska nie grają, a miliony w kasach klubów nie mają znaczenia, co rzekomo potwierdziły wspomniane dwumecze. Neuer - Essien, Terry, Boateng, A. Cole - Robben, Malouda, Ramires, Ribery - Torres, Gomez. Ta sporządzana ad hoc jedenastka zjednoczonych sił Bayernu i Chelsea to chyba najlepsza replika i dowód na to, że monachijczycy i Abramowicz wcale tak biedni nie są, a wyżej wymienieni gracze też prawdopodobnie nie są wolontariuszami.

Niezależnie od tego, z jakim klubem sympatyzujemy i czyj szalik wieszamy nad łóżkiem, nam wszystkim, kibicom Barcelony, Bayernu, Interu, Legii i Znicza Pruszków, zależy na jednym - na atrakcyjnym futbolu. Wystarczy przypomnieć dezaprobatę, jaką obdarzano wybitnego (i zarazem ultradefensywnego) taktyka w osobie Mourinho, gdy prowadził kolejno FC Porto, Chelsea Londyn i Inter Mediolan. Nazywany Machiavellim futbolu, odsądzany od czci i wiary za kolejne zwycięstwo w stosunku jeden do zera, Portugalczyk w Madrycie sam odszedł od tych metod, ale pozostał niemalże tak samo skuteczny. Niemalże, bo gdyby nie CR7, Kaka i Ramos, a przede wszystkim kapitalny Manuel Neuer, pewnie dziś triumfowałby po raz kolejny. Wczoraj za ofensywną i miłą dla oka grę został bezlitośnie skarcony. O ile Bayern zaprezentował się fenomenalnie w ofensywie i stworzył sobie zaskakująco dużo okazji bramkowych, to o The Blues na Camp Nou z pewnością nie można tego powiedzieć. Ich osławiony autobus i jego kierowca w postaci Petra Cecha był j e d y n y m sposobem na widowiskową i ocierającą się o geniusz postawę Blaugrany. Jak reagują fani futbolu? W przeważającej większości nieopisanym zadowoleniem i docinkami na temat 'aktorstwa' Barcelony. O gustach się nie dyskutuje, ale osobiście preferuję wybitne aktorstwo, bo takim jest w piłce nożnej posiadanie piłki przez trzy czwarte spotkania, kombinacje, o których Drogba i Lampard nawet nie śnili i zmuszenie rywali do heroicznej obrony przez całą drugą połowę meczu. 


Chciałoby się rzec, że zwycięzców się nie sądzi, a przegranym pozostaje oglądać finał na Allianz Arena tylko na ekranach telewizorów, ale jakoś trudno sobie wyobrazić finał najważniejszych rozgrywek klubowych na świecie bez bijących absolutne rekordy Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo.

2 komentarze:

  1. Anonimowy26/4/12 17:40

    Psy szczekają, karawana jedzie dalej :)
    Mam nadzieję, że to nie koniec Wielkiej Barcelony i 2013 rok będzie należał do nich. W finale LM stawiam mimo wszystko na Bayern. Jeśli zagrają tak, jak wczoraj z Galaktycznymi, to będzie świetne widowisko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się mocno wydaje że wygrają The Blues. Ostatnie podrygi Lamparda i Drogby (Terry wiadomo) mogą przynieść zwycięstwo. Drogba w meczach o najwyższą stawkę raczej nie zawodzi (aczkolwiek w Finale Pucharu Narodów trochę lachę położył).

    OdpowiedzUsuń